Rozważania o Eucharystii cz. V
...
Pochylając się z wiarą nad kolejną książką Ks. Profesora Tadeusza Dajczera noszącą tytuł: „Mocą wiary. Rozważania o Eucharystii”, stawiamy sobie bardzo zasadnicze pytanie: Czym jest Eucharystia? Napisano bowiem o niej niezliczoną ilość prac i rozpraw. I mimo największych wysiłków nie sposób oddać niezwykłości i religijnego bogactwa Eucharystii. Jest to bowiem dla człowieka wierzącego misterium wiecznie żywe i bezcenne. Trzeba nam zatem koniecznie troszczyć się o prawdziwą i pełną teologię Eucharystii, i „życie mocą wiary”. Ta troska będzie nas chronić przed zejściem w pusty werbalizm pozbawiony sacrum i dowolność sprawowanego kultu. „Czyż można nie powracać wciąż na nowo do tej tajemnicy, która zawiera w sobie całe życie Kościoła?” – pytał nas Sługa Boży Jan Paweł II w Liście do kapłanów skierowanym z Wieczernika dn. 23 marca 2000 r. „Bądźmy więc wierni ‘zadaniu’ Wieczernika. Niech Eucharystia będzie dla nas ‘szkołą życia’”. To zadanie wyznaczone przez Jana Pawła II zyskuje szczególne znaczenie w Roku Kapłańskim (2009/2010) zainaugurowanym przez Benedykta XVI, który z pewnością będzie czasem głęboko eucharystycznym.
Wnikając w treść rozważań Księdza Profesora opartych na Objawieniu, Magisterium Kościoła, i wypowiedziach ludzi świętych, potwierdzamy, że eucharystyczna obecność Chrystusa nie jest zwyczajnym wspomnieniem, ale „uobecnieniem” żywej, realnej obecności Pana wśród nas. Jej gwarantem pozostanie na zawsze Duch Święty, który nieustannie jest udzielany w liturgii eucharystycznej, aby chleb i wino stały się Ciałem i Krwią Chrystusa: jest to ten sam Duch Święty, który zstąpił na Maryję i Apostołów (Dz 2,14) i kazał im iść na wszystkie strony świata, aby głosili Słowo Boże, czynili uczniów, gromadząc Lud Boży na „łamaniu chleba” (por. Dz 2, 42). „To czyńcie na moją pamiątkę” (Łk 22, 19). Ten eucharystyczny czyn przemiany chleba w Jego Ciało i wina w Jego Krew sprawowany przez kapłanów będzie uobecniał w każdym pokoleniu chrześcijan, w każdym zakątku ziemi aż do paruzji dzieło dokonane przez Chrystusa. Gdziekolwiek sprawowana będzie Eucharystia tam w sposób bezkrwawy uobecni się krwawa ofiara Kalwarii, tam obecny będzie sam Chrystus Odkupiciel świata.
Wyrażam wdzięczność wobec pracy Księdza Profesora, że w kolejnym tomie rozważań eucharystycznych koncentruje się na kwestiach wiary: od wiary będącej łaską, i akceptującą prawdy objawione, które nie zawsze rozum przyjmuje z łatwością – do wiary przeżywanej jako przyjęcie Chrystusa za swojego Boga i Pana, aby On kierował naszym życiem. Z radością przyjmujemy tę publikację przygotowaną przez warszawskie Wydawnictwo FIDEI, które tym samym przyczynia się do przypomnienia i spełnienia „testamentu Jana Pawła II” wypowiedzianego na krakowskich Błoniach 10 czerwca 1979 r.: „Musicie być mocni – drodzy Bracia i Siostry, mocą tej wiary, nadziei i miłości świadomej, dojrzałej, odpowiedzialnej, która pomaga nam podejmować ów wielki dialog z człowiekiem i światem – zakorzeniony w dialogu z Bogiem samym: z Ojcem przez Syna w Duchu Świętym – dialog zbawienia” (Jan Paweł II, Pielgrzymki do Ojczyzny, Kraków 2005, s. 204). Dziękując Księdzu Profesorowi za to nowe świadectwo wiary, mam nadzieję, że ta publikacja pozwoli szerokiemu gronu czytelników, pogłębić wiarę w Eucharystię i żyć na co dzień mocą Eucharystii.
† Wacław Tomasz Depo
Boga w Eucharystii odkrywam na tyle, na ile wierzę. „Bez wiary nie można podobać się Bogu. Przystępujący do Boga musi uwierzyć” (Hbr 11,6). Ale jakże długo i z jaką trudnością będę przedzierać się ku zrozumieniu, czym jest wiara.
Wiara pojawiła się w historii ludzkości wraz z osobą Abrahama jako zjawisko całkiem nowe. Dlatego być może najłatwiej byłoby nam zrozumieć wiarę próbując wczuć się w sytuację tego, który jest ojcem naszej wiary. Abraham to postać niezwykła. On jakby cały jest wiarą. Pan Bóg ukształtował go na tego, który pierwszy uwierzy, i który przez całe życie będzie w wierze wzrastał. I to w taki sposób, że bez pojęcia wiary nie da się Abrahama zrozumieć.
Początki drugiego tysiąclecia przed Chrystusem. W tym kontekście Pismo Święte mówi o wędrówce Abrama [W wyniku zawartego przymierza Bóg zmienił mu imię na Abraham]. Pochodził on z Ur Chaldejskiego (Rdz 11,28) lub z Charanu w Mezopotamii (Rdz 29,4), z koczowniczego szczepu politeistycznego. Terach, ojciec Abrahama, był naczelnikiem tego szczepu. Abraham wędrował razem z Terachem, żoną swoją Saraj i wnukiem Teracha – Lotem. Dotarli do Charanu, gdzie rozpostarli na stepie swoje namioty. Abraham, który po śmierci ojca objął przewodnictwo nad plemieniem, sądził, że zostanie tu na stałe. Wtedy to dochodzi do jego spotkania z Bogiem. Na szczególne wezwanie Boga Abraham opuszcza Charan i udaje się do ziemi Kanaan.
Stary Testament ukazuje nie tylko historię Abrahama, ale również jego samego jako męża szczególnie przez Boga powołanego i potem doświadczanego, by stał się niezwykle uprzywilejowanym praojcem narodu wybranego. Obietnice Boże odnoszące się do niego przeszły na jego potomstwo, zarówno w wymiarze cielesnym, jak i duchowym. Nowy Testament przedstawia go przede wszystkim jako przyjaciela Boga; jako tego, który chodził w obecności Najwyższego, wzywał Jego imienia; jako ojca wierzących i, co za tym idzie, ojca wszystkich narodów. Jezus Chrystus był jego potomkiem i w sensie biologicznym, i duchowym.
Wpatrując się w Abrahama możemy zrozumieć, czym jest wiara w sensie biblijnym. Przez wiarę Abraham wyszedł do kraju, który miał otrzymać w dziedzictwie. Nie wiedział, dokąd idzie. Podążając za Głosem potrafił zerwać więzy łączące go z kulturą i cywilizacją, w której wzrastał. Wyszedł z domu ojca, porzuciwszy wspólnotę z pokrewnymi mu semickimi plemionami. Kierunek miał być wskazany dopiero w trakcie wędrówki. W tym sensie Abraham odszedł w jakąś niepewność, pustkę, mrok. Jedynym oparciem był ten Głos, który przekazywał mu niewyobrażalne obietnice.
Wiara w życiu Abrahama to przede wszystkim opuszczenie świata dla Tego, który go powołał. Można się domyślać, że wymagało to od niego wyrzeczeń: wyrzeczenia się dotychczasowej kultury, cywilizacji, domu swych przodków, ziemi. Ludzie tamtych czasów – jak mówi antropologia kulturowa – nie posiadali ziemi – to ziemia ich posiadała. Można dzięki temu lepiej zrozumieć, że Abraham, idąc za Głosem, musiał zostać „wykorzeniony”, i to zarówno z rzeczywistości świeckiej, jak i religijnej.
W religiach tamtych kultur bóstwa nie miały charakteru osobowego, nie zwracały się do człowieka, tylko w rytmach przyrody manifestowały się: we wschodach i zachodach słońca, w zmianach pór roku, przypływach i odpływach morza, w fazach księżyca. Sacrum było związane z naturą odtwarzającą w swych rytmach mitologię. Również w kulturze wszystko było odtwarzaniem w sposób cykliczny wydarzeń, które miały miejsce w świętym praczasie i wzorcowych czynów dokonanych przez mitycznych herosów.
Taki był ówczesny świat. Cały świat. W tym świecie wszystko było bliskie. Również przodkowie, którzy choć odeszli, to przecież pozostawali razem – bo śmierć w tradycjach mitycznych nigdy nie była definitywna. Do tego świata należały też postacie z mitologii, ale i różne bóstwa. Wszystkie one tworzyły kosmos, sakralną jedność, która obejmowała całość świata naturalnego i nadnaturalnego.
Do kosmosu należały przydrożne drzewa, a także – jak w cywilizacji miejskiej – zabudowania, ale również latające ptactwo i zwierz, na którego się polowało. Wszędzie człowiek czynił ze środowiska kosmos, a więc świat bliski, sakralny, świat, z którym tworzył pokrewieństwo, gdzie panowało prawo ciągłości. Wychodził na zewnątrz domu i wszystko, zarówno natura, jak i kultura – w sensie dzieła rąk ludzkich i jako system znaczeń – „mówiły” mu o sacrum. Możemy domyślać się, że tak jak w innych kulturach, tak i w tej, Abrahamowej, to zanurzenie człowieka w sacrum było prawie całkowite.
Sacrum nie było transcendentne. Bóstwo stanowiło część kosmosu, tak jak człowiek. Za tym kosmosem, niezależnie od jego długości i szerokości, rozciągał się inny obszar – nie-kosmos, chaos, teren obcy, daleki, wrogi. Często, by poszerzyć kosmos, teren ten trzeba było zdobywać, tępiąc zamieszkujących go ludzi i zwierzęta. Nieraz nawet całkowicie.
W kosmosie człowiek czuł się dobrze. Wszystko było tu z góry określone, przewidywalne. A nawet to, co stanowiło wyjątek, co nie miało charakteru ładu i porządku, też posiadało swój sens, określony w tradycji mitycznej. Kiedy na przykład ziemia się trzęsła, to dla człowieka było oczywiste, że bogowie, którzy tę ziemię podtrzymują, nie otrzymali wystarczającej ilości pokarmu z krwawych ofiar.
Można by powiedzieć, że od strony psychologicznej człowiek posiadał wtedy we wszystkim swoje oparcie. Dlatego czuł się bezpieczny. Kiedy Bóg nakaże Abrahamowi: Wyjdź z ziemi ojczystej, będzie to znaczyło, że nie chodzi tu po prostu o zwykłe odejście, ale że tutaj, tymi słowami, Bóg potrząsnął Abrahamem, a w konsekwencji – światem, w którym żył. Ponieważ słowa Wyjdź z ziemi ojczystej oznaczały: Wyjdź z tego świata kosmosu, w którym wszystko jest dla ciebie jasne, zrozumiałe; świata, w którym czujesz się dobrze, w którym wszystko jest bliskie i sakralne – a otrzymasz coś niewyobrażalnie większego.
Sama forma zwrócenia się Boga do Abrahama musiała być dla niego potężnym wstrząsem, ponieważ bogowie nigdy nie zwracali się do człowieka osobowo. Bogowie „mówili” wyłącznie głosem cyklicznych zjawisk natury i ta ich „mowa” była dla człowieka całkowicie zrozumiała.
Tymczasem Abraham słyszy słowa, które nie pasują do żadnych znanych mu zjawisk – całkowicie przekraczają jego mentalność. Są mocne jak skała a jednocześnie czułe i ciepłe. Słowa, jakie może wypowiadać tylko Największa Moc i Miłość. Dzięki nim rodzi się stopniowo w umyśle Abrahama obraz Boga osobowego, który chce czegoś, co na razie jest Abrahamowi zupełnie nieznane. Są to słowa, które wprowadzają go w całkiem nowy świat. Słowa, na których może się oprzeć: „Wyjdź z ziemi ojczystej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę. Uczynię bowiem z ciebie wielki naród, będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię: staniesz się błogosławieństwem. Będę błogosławił tym, którzy tobie błogosławić będą, a tym, którzy tobie będą złorzeczyli i Ja będę złorzeczył. Przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi” (Rdz 12,1-3).
Bóg ukazuje się Abrahamowi jako całkiem inny. To Bóg, który go zna i zmienia mu imię. Bóg, który objawia swoją wolę. Objawia się w sposób niespodziewany, zaskakujący. Zdumiewa. Poprzez Jego słowa Abraham zostaje wprowadzony w największą przygodę swojego życia i jednocześnie będzie stawał się kamieniem, który pociągając za sobą inne, utworzy lawinę. Będzie się tworzył po prostu inny świat.
W kontakcie z Bogiem zawsze jest dwóch autorów dramatu: Bóg i człowiek. Wezwanie Abrahama przez Boga to pierwszy element dramatu, odpowiedź Abrahama – to element drugi. Odpowiedział posłuszeństwem wiary. I tak, w miejsce wszechpanującej tradycji mitu, pojawia się po raz pierwszy w historii świata zjawisko wiary. Abraham, idąc posłusznie za nakazem Boga, zdaje się samą swoją postawą mówić: Wierzę Ci, Boże, i dlatego wierzę w to, co mi dasz.
W kontekście wiary Abrahama, wiary biblijnej, mogę zobaczyć, jak wygląda moja odpowiedź wiary na działanie Boże, na udzielanie się Boga w moim życiu.
Bóg daje mi Siebie w Kościele, w swoich sakramentach. Przez sakramenty Duch Święty uświęca dusze. Podobnie jak ogień przemienia w siebie wszystko czego dotknie, tak Duch Święty przekształca w życie Boże to, co jest poddane Jego mocy [por. Katechizm Kościoła Katolickiego, 1127]. Poprzez dostrzegalne dla nas znaki sakramentalne, w sposób właściwy dla każdego z tych znaków, wyraża się i dokonuje uświęcenie człowieka [por. Konstytucja o liturgii świętej, 7].
Wszystkie sakramenty Kościoła potrzebują wiary jako dyspozycji, jednak – jak mówi Konstytucja o liturgii świętej – „Sakramenty nie tylko zakładają wiarę, lecz za pomocą słów i rzeczy ją podtrzymują, umacniają, wyrażają. Dlatego nazywają się sakramentami wiary” [por. Konstytucja o liturgii świętej, 59].
Sakrament Eucharystii jest par excellence sakramentem wiary. Tajemnica Eucharystii jest niejako kryterium naszej wiary i wierności wobec Boga, ponieważ żadna inna tajemnica wiary nie stanowi dla naszego życia, często przenikniętego kompromisem, tak wielkiego wyzwania. Chrystus Pan żąda od nas nieubłaganie żywej wiary w przeistoczenie wina w swoją Krew i chleba w swoje Ciało. Widać to już w Jego mowie eucharystycznej w Kafarnaum, gdzie nie oszczędza nawet Apostołów, wymagając od nich albo wyznania wiary w Eucharystię, albo odejścia.
Wiara nie jest jednak czymś, co posiadam, nie jest statyczna. Jest jak krople rtęci, które, gdy chcę je zgarnąć, wciąż na nowo się rozbiegają. Wiara jest procesem, a nade wszystko relacją między dwiema osobami: Bogiem, który daje łaskę wiary i człowiekiem, który może tę łaskę przyjąć, ale może ją też odrzucić, na nią się zamknąć. Łaska wiary i dyspozycja człowieka zawsze stykają się ze sobą. Dlatego, dostrzegając braki mojej wiary, powinienem wytrwale prosić Pana, jak Apostołowie, by tej wiary mi przymnożył.
Gdybym naprawdę wierzył, co dokonuje się na ołtarzu od momentu konsekracji, to zapewne ogarnęłoby mnie tak wielkie zdumienie, tak wielka radość, że trudno byłoby mi dłużej żyć tak, jak dotychczas.
Św. Grzegorz Wielki poucza nas, że podczas Eucharystii niebo i ziemia stanowią jedno: „W tej tajemnicy Jezusa Chrystusa chóry aniołów są tutaj. Istoty najpokorniejsze łączą się z największymi, istoty ziemskie jednoczą się z istotami niebieskimi, a to, co widzialne stanowi jedno z niewidzialnym” [Dialog, 4, 58]. „Uczestnicząc w liturgii – pisze kardynał Ratzinger – nie jesteśmy tylko uczestnikami spotkania w jakimś mniejszym lub większym kręgu: promień tego kręgu wyznacza wszechświat, a szczególną cechą liturgii jest właśnie to, że (...) ziemia i niebo spotykają się. W tym leży wielkość kultu Bożego” [Kard. J. Ratzinger, Duch liturgii, dz.cyt., s. 6].